Zjawisko to zyskało na popularności po ukazaniu się w 2004 roku filmu „Efekt motyla” - thrillera wyreżyserowanego przez Erica Bressa i J. Mackye Grubera. Mimo całej otoczki fantastycznonaukowej, to dzieło współczesnego kina dosyć dobrze obrazuje czym właściwie jest ten efekt. Jest to mianowicie teoria, zakładająca że pozornie nieistotne wydarzenia mają wpływ na odmienne o zwielokrotnionej mocy.
Twórcą teorii był niejaki Edward Lorenz, który zajmował się komputerowym prognozowaniem pogody. Po głębszej analizie danych odkrył zjawisko popularnie dziś nazywane efektem motyla. Jednak co w tym magicznego? Otóż wszystko wskazuje na to, że poszczególne wydarzenia i zdarzenia w czasie i przestrzeni są ze sobą mniej lub bardziej powiązane, co prowadzi do jednej z teorii dotyczących podróży w czasie.
Zakłada ona bowiem, że nie możemy odbywać tego rodzaju wycieczek między wiekami, ponieważ byłaby to wyraźna ingerencja w bieg historii i dla nas nawet najmniejszy gest – podniesienie okruszka na ulicy – mógłby przyczynić się do nieodwracalnych zmian.
Powyższe założenie wykorzystywano bardzo często w literaturze i filmie – ostatnimi czasy w „Man in Black III” oraz książce Andrzeja Pilipiuka „Operacja: Dzień Wskrzeszenia”.