Trasa czwartego dnia z San Juan do Chilecito składała się z dwóch prób podzielonych strefą neutralizacji. Zawodnicy przejechali łącznie 657 km, z czego na 156 km nie dokonywano pomiaru czasu. Bardzo ciekawa odcinek, wiodący kanionami, przecinający koryta rzek i wspinający się na wysokość 3200 m n p m obfitował w liczne zwroty akcji. Martin Kaczmarski jechał z dużym tempem, ale bardzo ostrożnie, początkowo udało mu się jechać nawet szybciej niż jego nauczyciel z Lotto Teamu, Krzysztof Hołowczyc. Martin stracił do pierwszego zawodnika 52m12s, a Krzysztof Hołowczyc 45m6s.
– Dzisiaj po raz pierwszy od początku Dakaru poczułem poważne zmęczenie. Mam chyba pierwszy kryzys, ale to przecież w końcu musiało przyjść - mówi Martin Kaczmarski, kierowca Lotto Team. – W końcu spędziłem już ponad szesnaście godzin za kierownicą na Dakarowych odcinkach specjalnych. Mimo to walka trwa i nie zapominam o tym, że moim celem jest meta. Dzień był bardzo trudny. Po pierwszym punkcie pomiaru miałem świetny, dziewiąty czas, ale niedługo potem przestrzeliłem zakręt i chcąc wrócić na trasę zakopałem się, tracąc sporo do rywali. Mam o to do siebie żal – dodaje Martin. – Do tego na mecie niemal dostałem zawału serca. Dotarła do mnie informacja, że ukarano mnie doliczoną niemal godziną czasu, co na szczęście okazało się błędem. Za fundowanie zawodnikom takich zawałów powinni przyznawać jakieś czasowe nagrody - śmieje się Martin Kaczmarski.
Wśród Polaków w klasyfikacji generalnej po czterech odcinkach specjalnych najwyżej plasuje się Krzysztof Hołowczyc, który zajmuje 9 pozycję ze stratą 1h07min do pierwszego, którym po dzisiejszym dniu jest Carlos Sainz i jest pierwszym Polakiem. Martin Kaczmarski ze swoim czasem powinien znaleźć się na 14. miejscu, tracąc do lidera 1h48min38s. Taki czas daje mu pozycje trzeciego Polaka w klasyfikacji, cztery oczka pod Markiem Dąbrowskim i trzy miejsca wyżej niż Adam Małysz. Po czterech dniach „piekła Dakaru” wynik jest satysfakcjonujący.