Ostatni maj…
Wyskoczyłam do warzywniaka na osiedlu po świeżą bazylię i pomidory na nasz obiadek…w międzyczasie zadzwonili z drukarni, żeby podjechać i zobaczyć zaproszenia ślubne…Zostawiłam to na przyszły tydzień. Tyle spraw, ale zarazem tyle radości. Jarek nie miał łatwego dzieciństwa. Wychował się w bardzo skromnych warunkach i do wszystkiego chciał dojść własną, uczciwą pracą. Nigdy nie zgodził się pójść na łatwiznę, nie przyjął propozycji kumpli, żeby zarabiać dużo i szybko na sprzedaży narkotyków. Nie chciał robić tego dzieciakom i młodzieży pod szkołą, wiedząc, że mają wystarczająco wiele problemów . To był typ, który był podziwiany przez kumpli, a zarazem nie ulegał propozycjom, które mu nie odpowiadały. Oboje swoje przeszliśmy- ja straciłam mamę, kiedy miałam 13 lat. Zostałam z tatą i siostrą. Depresja ojca, nasze dorastanie…kiedy poznałam Jarka, zrozumiałam, że w końcu mój los się odmienia, że otrzymałam tak wielkie szczęście chyba w rekompensacie za dotychczasowe łzy. On mówił : daj spokój, nie wracajmy do smuteczków. Bierzemy się pynia w garść i działamy..
Weszłam do domu i wrzuciłam makaron do garnka, a pomidory i zioła na patelnię. Pachniało pięknie… Wyjęłam z lodówki deser, przygotowałam talerze i ułożyłam sztućce na stole. Zadzwonił tata Jarka, zapytać, czy naprawiliśmy samochód. Powiedziałam, że jest na chodzie, bo Jarek nim pojechał. Nie odbiera- odparł ojciec. Pewnie jest w pralni. To zadzwoni jak będzie wolny – odparłam spokojnie i pożegnałam się. Usiadłam i zaczęłam czytać Sycylijczyka Mario Puzo, na którego ostatnio nie miałam czasu. Jaki piękny dzień i okres w moim życiu- pomyślałam.
Około 14 wykręciłam do Jarka trzeci raz. Bez odpowiedzi. Zawsze oddzwania, a przede wszystkim nie zostawia nigdzie telefonu… Za dużo godzin go nie ma. Jeszcze spokojnie, ale z lekkim niepokojem obdzwoniłam znajomych, u których mógł coś załatwiać przy okazji. Nie było go nigdzie. Telefon do pralni i pytanie o Jarka zmieniło wszystko… Tak, płaszcz odebrany. Tu, za skrzyżowaniem policja i straż sprzątają…straszna tragedia…proszę tam zadzwonić. Słucham? Po co mam dzwonić na policję – zapytałam. Bo ten Pan, który odbierał płaszcz…no jechał przepisowo, ale na skrzyżowaniu, na czerwonym świetle wjechał w niego sportowy samochód…nic nie wiem więcej, tyle widziałam od nas… Proszę zadzwonić, jak go Pani zna…. Głucha cisza w mojej głowie. To pomyłka. Nie, to nie on. On już jedzie. Zaraz zjemy spaghetti. Tak, zaraz razem zjemy… tak jak stałam, tak pobiegłam na najbliższy komisariat. Dwie godziny i okazało się, że Pan Bóg zrobił mi niesamowity żart. Dał i zabrał życie…moje życie. Zostawił wielkie poczucie winy, wielką samotność i chęć odejścia za ukochanym… Talerze stały jak na obiad, spaghetti pachniało, wiosna nie przestała kwitnąć na łąkach i w sercach…zakochani na ławkach w parku. Moje zaproszenia, suknia….mój Jarek odszedł. Dlaczego on? Dlaczego my – pytam i nikt nie odpowiada. Jechał spokojnie i przepisowo. Na zielonym świetle ruszył przez skrzyżowanie… nie mógł uciec, kiedy z boku, na swoim czerwonym wjechał w niego pijany kierowca..
1 promil za dużo…ten promil zabrał mi wszystko. Dziś otwieram oczy i szukam go z boku…miejsce jest zimne.. Jarku, czekaj na mnie. Niedługo przyjdę. Wiem, że nie chciałbyś tego. Wiem, że mówiłbyś : pynia, przestań i działaj. Wiem, że tyle byś zrobił…Dziś stoję nad grobem, patrzę na Twoje zdjęcie… zimno mi i tęsknię. Czekaj na mnie. Niedługo przyjdę….
Ania straciła narzeczonego w wypadku, który spowodował pijany kierowca. Nie jest jedyna. Następny może być Twój mąż, Twoja ukochana, Twój synek lub córeczka… Nie pozwól na to. Reaguj. Widzisz pijanego kierowcę- dzwoń na 112. To my decydujemy o naszej rzeczywistości. Ani nie można przywrócić ukochanego, ale kolejne osoby mogą zachować najbliższych. Zawsze reaguj.