niedziela, grudzień 22, 2024
czwartek, 28 marzec 2019 09:05

Dlaczego ludzie kupują repliki markowych produktów z Chin?

W temacie takim jak repliki, czy podróbki kontra oryginał powiedziano już w ostatnich latach bardzo wiele, a przypomnijmy tylko, iż zjawisko to na szerszą skalę międzynarodową zaczęło dawać o sobie znać dopiero od połowy lat dziewięćdziesiątych XX wieku,

gdy Chińska Republika Ludowa podjęła decyzję o, przynajmniej częściowym, przestawieniu swej gospodarki na tory wolnorynkowe, co oznaczało wpuszczenie do tego kraju zagranicznego kapitału.

Zakupy z Chin

Ów kapitał szybko zauważył, iż markowe produkty może wytwarzać z o wiele mniejszym kosztem właśnie w Chinach, z czasem wręcz likwidując swe fabryki w krajach Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej powstały jak grzyby po deszczu fabryki, pejoratywnie zwane „sweatshops”, co implikowało fatalne warunki pracy, słaby socjał i nagminne łamanie praw pracowniczych i niekiedy nawet ogólnoludzkich, gdyż niski koszt robocizny, materiałów i nakładów inwestycyjnych w tych, niemalże średniowiecznych manufakturach był główną zasadą ekonomiczną jaką kierowali się właściciele. Szybko zauważyli oni, iż będąc jednocześnie poza jurysdykcją amerykańską i europejską oraz produkując tanio, mogą oni na własną rękę zacząć kopiować cudzy design.

Markowe produkty w podejrzanie niskich cenach z łatwością znajdziemy na jednej z największych platform handlowych na świecie. W tak zwanych ukrytych aukcjach sprzedawcy Aliexpress udostępniają repliki, lub podróbki znanych marek.

Dlaczego ludzie kupują repliki?

I tutaj dochodzimy do pierwszej konkluzji, mówiącej nam, dlaczego ludzie kupują repliki. Głównym i najczęściej wzmiankowanym w badaniach rynkowych powodem jest chęć zaoszczędzenia pieniędzy lub po prostu ich brak w portfelu kupującego. Zauważmy, że dodatkowo następuje tu ciekawe sprzężenie zwrotne – kupujący nie tylko wyszukują na rynku repliki i podróbki, bo są tanie, ale też w dłuższym okresie czasu wytwórcy tak zalewają lokalne rynki replikami (wiedząc, że istnieje na nie popyt), że wypychają z rynku, wręcz „uśmiercają” mniejszych, lokalnych markowych wytwórców. W efekcie potencjalny klient nie ma już niemalże żadnego innego wyboru, niż tylko skierować swój wzrok ku podróbkom.

Stan wiedzy powszechnej, jak i badania społeczne wskazują też, iż zaskakująco szeroko (zwłaszcza w społeczeństwach o niższym poziomie edukacji i życia w ogóle) rozpowszechnione jest przekonanie, o tym, iż repliki są wyprodukowane tą samą technologią i przy użyciu tych samych materiałów (które zastosowano w drogim, nierzadko cenowo nieosiągalnym pierwowzorze). W prostej linii powoduje to dojście do – najczęściej fałszywego – wniosku, iż repliki są tej samej jakości lub choćby zbliżonej do oryginału. Taki sąd rzecz jasna trudno jest zweryfikować, bowiem osoba kupująca repliki nie zawsze ma możliwość (wracamy tu do wątku bariery cenowej) porównania z produktem bazowym.

Oryginał a replika – czy naprawdę widać różnicę?

Pojawia się tu kolejna kwestia – i zasygnalizujmy na wstępie – niezależna bardzo często od wykształcenia kupującego i jego ogólnego obycia i rozeznania rynkowego. Mówimy tu mianowicie o braku wiedzy o produkcie oryginalnym i umiejętności odróżnienia oryginału od repliki. Abstrahując od tego, iż ogromna większość z nas nie jest technologami w każdej rynkowo reprezentowanej branży, ani materiałoznawcami, to nierzadko w momencie zakupu intuicyjnie kalkulujemy, czy nakład czasu i energii wydatkowany w trakcie swoistego „researchu” „co kupuję, czy jest to porządnie wykonane, czy aby na pewno jest to oryginał” przypadkiem nie przewyższa wartości produktu dla nas samych. Dochodzimy do wniosku, iż nie wiemy, nie będziemy sprawdzać i w ogóle szkoda fatygi (czasu!) i impulsywnie podejmujemy decyzję o zakupie. W ten sposób mniej lub bardziej świadomie oszukujemy samych siebie.

Ale w bezpośrednim związku z powyższym zarysowuje się tu jeden wątek poboczny. Otóż, część kupujących poprzez ów brak umiejętności odróżnienia repliki od oryginału jest przez część sprzedawców po prostu w bezczelny sposób wykorzystywana, czytaj: oszukiwana. Niegdyś była to plaga serwisu zakupowego Aliexpress, teraz jest to domena tzw. „butików”, których reklamy zalewają Facebook. Częstokroć produkt udający oryginał jest „tak dobrze” wykonany, iż zdaje się być nie do odróżnienia przy pobieżnym testowaniu.

Pojawili się nawet mniejsi producenci (i to nie tylko w Chinach, lecz nawet w Stanach Zjednoczonych), którzy specjalizują się w produkcji wysokiej jakości replik, np. zegarków. Jak przyznają przedstawiciele danej bazowej marki, proszeni o ekspertyzy w przypadkach dochodzeń celnych lub sądowych, bywają to produkty wykonane z wysoką precyzją, z dbałością o detale i z dobrych jakościowo surowców, lecz nie dajmy się zmylić, nadal są to repliki. Mniejszy problem, jeśli nie są „brandowane”, czyli produkt gotowy nie otrzymuje wyraźnego loga marki-pierwowzoru. Wtedy jest to kunsztowna replika. Jeśli natomiast jest na produkcie widoczne logo, mamy do czynienia z nielegalnym przejęciem myśli technologicznej, designu i praw własności wszelakiego rodzaju.

Replik dla „kolekcjonera”

Jak w przypadku każdego przedmiotu, który może się znaleźć w centrum zainteresowania kolekcjonerów, tak i repliki mogą stać się obiektem pożądania zbieraczy. Od lat aukcje internetowe pełne są ofert sprzedaży i wymiany replik broni białej i palnej, nawet replik obiektów większych, jak repliki pojazdów czy zabytkowych sprzętów domowego użytku z dawnych epok. Repliki są wtedy o wiele tańsze niż oryginały, a jak twierdzą sami indagowani – potrafią cieszyć oko tak samo jak pierwowzory. Są to klienci w pełni świadomi tego, iż zamawiają repliki na przykład poprzez zakupy z Chin i raczej należy im wierzyć, bowiem ich spore kolekcje, którymi chwalą się na różnych forach świadczą o ich fascynacji.

Na obrzeżach ogromnego chińskiego rynku produkcji i handlu replikami powstała ciekawa nisza – masowego kopiowania arcydzieł malarstwa europejskiego XIX i XX wieku. W południowochińskiej aglomeracji 10-milionowego Shenzhen dzielnica Dafen to zagłębie kopistów, najczęściej studentów miejscowych akademii sztuk pięknych, którzy specjalizują się, a to w słonecznikach Van Gogha, a to w angielskim malarstwie krajobrazowym lub francuskich kubistach. Owych malarskich manufaktur by nie było, gdyby nie zapotrzebowanie na rynkach europejskim i amerykańskim. Tak, więc zjawisko naśladownictwa produktu wykracza, jak widać, bardzo daleko poza powszechnie pojmowany rynek podróbek odzieży czy sprzętu elektronicznego.

Zakupy z Chin

Ów kapitał szybko zauważył, iż markowe produkty może wytwarzać z o wiele mniejszym kosztem właśnie w Chinach, z czasem wręcz likwidując swe fabryki w krajach Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej powstały jak grzyby po deszczu fabryki, pejoratywnie zwane „sweatshops”, co implikowało fatalne warunki pracy, słaby socjał i nagminne łamanie praw pracowniczych i niekiedy nawet ogólnoludzkich, gdyż niski koszt robocizny, materiałów i nakładów inwestycyjnych w tych, niemalże średniowiecznych manufakturach był główną zasadą ekonomiczną jaką kierowali się właściciele. Szybko zauważyli oni, iż będąc jednocześnie poza jurysdykcją amerykańską i europejską oraz produkując tanio, mogą oni na własną rękę zacząć kopiować cudzy design.

Markowe produkty w podejrzanie niskich cenach z łatwością znajdziemy na jednej z największych platform handlowych na świecie. W tak zwanych ukrytych aukcjach sprzedawcy Aliexpress udostępniają repliki, lub podróbki znanych marek.

Dlaczego ludzie kupują repliki?

I tutaj dochodzimy do pierwszej konkluzji, mówiącej nam, dlaczego ludzie kupują repliki. Głównym i najczęściej wzmiankowanym w badaniach rynkowych powodem jest chęć zaoszczędzenia pieniędzy lub po prostu ich brak w portfelu kupującego. Zauważmy, że dodatkowo następuje tu ciekawe sprzężenie zwrotne – kupujący nie tylko wyszukują na rynku repliki i podróbki, bo są tanie, ale też w dłuższym okresie czasu wytwórcy tak zalewają lokalne rynki replikami (wiedząc, że istnieje na nie popyt), że wypychają z rynku, wręcz „uśmiercają” mniejszych, lokalnych markowych wytwórców. W efekcie potencjalny klient nie ma już niemalże żadnego innego wyboru, niż tylko skierować swój wzrok ku podróbkom.

Stan wiedzy powszechnej, jak i badania społeczne wskazują też, iż zaskakująco szeroko (zwłaszcza w społeczeństwach o niższym poziomie edukacji i życia w ogóle) rozpowszechnione jest przekonanie, o tym, iż repliki są wyprodukowane tą samą technologią i przy użyciu tych samych materiałów (które zastosowano w drogim, nierzadko cenowo nieosiągalnym pierwowzorze). W prostej linii powoduje to dojście do – najczęściej fałszywego – wniosku, iż repliki są tej samej jakości lub choćby zbliżonej do oryginału. Taki sąd rzecz jasna trudno jest zweryfikować, bowiem osoba kupująca repliki nie zawsze ma możliwość (wracamy tu do wątku bariery cenowej) porównania z produktem bazowym.

Oryginał a replika – czy naprawdę widać różnicę?

Pojawia się tu kolejna kwestia – i zasygnalizujmy na wstępie – niezależna bardzo często od wykształcenia kupującego i jego ogólnego obycia i rozeznania rynkowego. Mówimy tu mianowicie o braku wiedzy o produkcie oryginalnym i umiejętności odróżnienia oryginału od repliki. Abstrahując od tego, iż ogromna większość z nas nie jest technologami w każdej rynkowo reprezentowanej branży, ani materiałoznawcami, to nierzadko w momencie zakupu intuicyjnie kalkulujemy, czy nakład czasu i energii wydatkowany w trakcie swoistego „researchu” „co kupuję, czy jest to porządnie wykonane, czy aby na pewno jest to oryginał” przypadkiem nie przewyższa wartości produktu dla nas samych. Dochodzimy do wniosku, iż nie wiemy, nie będziemy sprawdzać i w ogóle szkoda fatygi (czasu!) i impulsywnie podejmujemy decyzję o zakupie. W ten sposób mniej lub bardziej świadomie oszukujemy samych siebie.

Załącznik:
nike-replika.jpg

Ale w bezpośrednim związku z powyższym zarysowuje się tu jeden wątek poboczny. Otóż, część kupujących poprzez ów brak umiejętności odróżnienia repliki od oryginału jest przez część sprzedawców po prostu w bezczelny sposób wykorzystywana, czytaj: oszukiwana. Niegdyś była to plaga serwisu zakupowego Aliexpress, teraz jest to domena tzw. „butików”, których reklamy zalewają Facebook. Częstokroć produkt udający oryginał jest „tak dobrze” wykonany, iż zdaje się być nie do odróżnienia przy pobieżnym testowaniu.

Pojawili się nawet mniejsi producenci (i to nie tylko w Chinach, lecz nawet w Stanach Zjednoczonych), którzy specjalizują się w produkcji wysokiej jakości replik, np. zegarków. Jak przyznają przedstawiciele danej bazowej marki, proszeni o ekspertyzy w przypadkach dochodzeń celnych lub sądowych, bywają to produkty wykonane z wysoką precyzją, z dbałością o detale i z dobrych jakościowo surowców, lecz nie dajmy się zmylić, nadal są to repliki. Mniejszy problem, jeśli nie są „brandowane”, czyli produkt gotowy nie otrzymuje wyraźnego loga marki-pierwowzoru. Wtedy jest to kunsztowna replika. Jeśli natomiast jest na produkcie widoczne logo, mamy do czynienia z nielegalnym przejęciem myśli technologicznej, designu i praw własności wszelakiego rodzaju.

Replik dla „kolekcjonera”

Jak w przypadku każdego przedmiotu, który może się znaleźć w centrum zainteresowania kolekcjonerów, tak i repliki mogą stać się obiektem pożądania zbieraczy. Od lat aukcje internetowe pełne są ofert sprzedaży i wymiany replik broni białej i palnej, nawet replik obiektów większych, jak repliki pojazdów czy zabytkowych sprzętów domowego użytku z dawnych epok. Repliki są wtedy o wiele tańsze niż oryginały, a jak twierdzą sami indagowani – potrafią cieszyć oko tak samo jak pierwowzory. Są to klienci w pełni świadomi tego, iż zamawiają repliki na przykład poprzez zakupy z Chin i raczej należy im wierzyć, bowiem ich spore kolekcje, którymi chwalą się na różnych forach świadczą o ich fascynacji.

Załącznik:
chiny-van-gogh.jpg

Na obrzeżach ogromnego chińskiego rynku produkcji i handlu replikami powstała ciekawa nisza – masowego kopiowania arcydzieł malarstwa europejskiego XIX i XX wieku. W południowochińskiej aglomeracji 10-milionowego Shenzhen dzielnica Dafen to zagłębie kopistów, najczęściej studentów miejscowych akademii sztuk pięknych, którzy specjalizują się, a to w słonecznikach Van Gogha, a to w angielskim malarstwie krajobrazowym lub francuskich kubistach. Owych malarskich manufaktur by nie było, gdyby nie zapotrzebowanie na rynkach europejskim i amerykańskim. Tak, więc zjawisko naśladownictwa produktu wykracza, jak widać, bardzo daleko poza powszechnie pojmowany rynek podróbek odzieży czy sprzętu elektronicznego.