Czasami zastanawiam się, czy my , biedni ludzie, niczym śrubki w wielkiej maszynie nie moglibyśmy się zbuntować… No tak po ludzku. Jak wszyscy w niedzielę na zakupy, to my w tygodniu. Jak wszyscy po prezenty w listopadzie i grudniu, to my pamiętając o najbliższych kupujemy coś pięknego na wakacjach, z myślą o prezencie na Święta…może jak wszyscy w sobotę wieczorem oglądają jeden serial lub show, my pójdziemy na kolację, na spacer, do dawno nie widzianych przyjaciół… Można też iść z prądem, nadążać za wszystkimi, płynąć w kierunku, w którym „ nakazują”… jeść karpia, chociaż go nie lubimy, ale trzeba, bo wszyscy jedzą…
Ostatnio poczułam, że przeczytałam już wiele książek na temat naszych zachowań, psychiki, życia…i co ? Właściwie nic. Jestem świadoma wielu rzeczy, niby tyle widzę, ale dalej dążę do zachowań, jakie zostały mi zaszczepione. W gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy bardzo podobni. Wszyscy chcemy być doceniani, akceptowani, kochani… i przede wszystkim, nie chcemy być samotni. Każdy z nas pragnie być z ludźmi, tam, gdzie oni. Dlatego też każdy z nas dąży do posiadania, bywania, oglądania tego, co inni. Ciężko powiedzieć, żeby było w tym coś złego. Ważne jednak, żeby umieć zastanowić się, czy ja rzeczywiście lubię to, co robię? Czy ja faktycznie tego chcę ? Czy nie jest tak, że robię to tylko dlatego, że czuję jakąś presje? Bo nie jest dziwne, że robimy rzeczy, które lubią inni, jeżeli sami także jesteśmy z tym szczęśliwi. Gorzej, kiedy tego szczęścia nie ma, a jest przymus, ze względu na innych.
Czy klaksony, sprzeczki, nerwy na parkingach marketów są naszą przyjemnością i hobby? Czy kilometrowe kolejki przed kasami sprawiają, że jesteśmy szczęśliwsi? Może warto czasami nie dać się zwariować. Wchodząc ostatnio do marketu i widząc wielkie ekspozycje zabawek pomyślałam automatycznie: o, to już trzeba kupować prezenty? Zaczęłam oglądać interaktywne zwierzątka, kucyki pony, domy dla pet shopów ( tu przepraszam wszystkich, którzy nie posiadają dzieci i nie rozumieją powyższej terminologii).
Dopiero po kilku minutach włączyłam świadomość i myślenie: nic nie trzeba, nic nie muszę, jest połowa listopada…. Gorzej, że czasami nie włączałam myślenia i wychodziłam zawalona nieprzemyślanymi zakupami. Niestety, do czasu Świąt, przez kilka tygodni prezenty jakoś tracą na wartości i widząc 3 dni przed Wigilią kolejne, kolorowe gadżety znów czujemy przymus „ kupienia” bo ostatnio było jakoś za mało i nieprzemyślanie… i na prezentach wygrywają markety i dzieci. Te ostatnie niestety tylko pozornie. Bo tak naprawdę wiele tracą obsypani przez zmęczonych rodziców górami nudzących się, chińskich wynalazków pokrytych toksyczną farbą… Ale to już temat na kolejny artykulik. Warto na koniec nieśmiało zastanowić się tylko, z jakiej to okazji są te wszystkie prezenty, kolędy, choinki w sklepach….Wydaje się jednak, że ta kwestia jest obecnie najmniej ważna- pozostała błyszcząca oprawa z pustym środkiem….