Niedawno, przy okazji urodzin mojej przyjaciółki, sama długo zastanawiałam się, jaki prezent jej sprawić. W końcu jednak udało mi się samodzielnie wyczarować coś, czym Kasia była szczerze zachwycona. Moja przyjaciółka ma dużą rodzinę, która zasypała ją naprawdę różnymi prezentami. Od kosmetyków, przez ubrania, po słodycze. Generalnie tylko pozazdrościć, bo ja zwykle nie dostaję tylu podarunków nawet na Boże Narodzenie. Jeden upominek zrobił zarówno na przyjaciółce jak i na mnie kolosalne wrażenie, a była to jedyna w swoim rodzaju torebka. Na dwa tygodnie przed jej świętem, Kasia odebrała telefon od swojej chrzestnej, która po pierwsze zawsze rozpieszcza swoją chrześnicę prezentami, a po drugie jest już dość wiekową, ale uroczą panią.
Po miłej, acz standardowej rozmowie ("Co u ciebie kochanie?"), chrzestna zadała niewinne pytanie- Kasieńko, a co ty byś chciała dostać na urodziny? Moja przyjaciółka oczywiście z grzeczności odpowiedziała, że nic, żeby chrzestna nie robiła sobie problemu, bo to i trzeba zapakować i iść na pocztę wysłać, kupa roboty, a przecież liczy się pamięć i życzenia... ;) Chrzestna oczywiście nie dała za wygraną i w końcu Kaśka odpowiedziała, że w takim razie może jakaś torebka, bo tak uwielbia torebki kuferki i torebki listonoszki. Po drugiej stronie słuchawki chwilowa cisza, a potem odpowiedź "Listonoszki? Dobrze kochanie, to pomyślę nad torebką" i rozmowa toczyła się dalej na zupełnie inny temat.
Przyjaciółka lekko się zdziwiła, że chrzestna nie chciała bardziej precyzyjnego wyjaśnienia, jak owe torebki wyglądają i tak dalej, ale w końcu kobieta to kobieta i co jak co, ale na torebkach się zna. Kilka dni przed urodzinami do Kasi dotarła przesyłka od chrzestnej. Jakaś taka duża, niewymiarowa. Kaśka rozpakowała prezent i jej oczom ukazała się torebka listonoszka , najprawdziwsza, najbardziej "listonoszowa" torba, z jaką przed laty chodził każdy listonosz. Wielka, brązowa, utwardzona i... mocno znoszona. Chrzestna zrozumiała życzenie Kasi trochę zbyt dosłownie i cała sytuacja stała się niezwykle zabawna.
Naturalnie został wykonany telefon do chrzestnej, celem podziękowania, ale i grzecznego wyjaśnienia, że nie do końca o to chodziło, na co ta urocza kobieta zareagowała śmiechem, po czym wyjaśniła, że trochę się zdziwiła, że Kasia chce torebkę listonoszkę, ale że z życzeniami się nie dyskutuje, tylko je spełnia, chrzestna pojechała 40 minut autobusem do znajomej, której mąż jest emerytowanym listonoszem, aby przekonać go do sprzedaży jego starej torby. Długo nie trzeba było go namawiać, wystarczyła butelka wódki i 10 zł w gotówce. Obie śmiały się do słuchawek przez pół godziny. Kasia podsumowała ten prezent tak: może i nie do końca trafiony, może i nieużyteczny, ale niezwykle zabawny i prosto z serca chrzestnej i dlatego bezcenny i niezapomniany.